sobota, 31 maja 2014

#1 Tostelnik - "Zapomniana miłość" Mileny Malek



Dziś przywitamy nową serię notek pod nazwą „Tostelnik” – pochodną od słów „Tostek” i „czytelnik” (chociaż przyznam szczerze, że cały czas kojarzy mi się również „pustelnik” i strasznie mnie to irytuje). Nazwa może do ambitnych nie należy, ale nie o to tu chodzi. W nowym cyklu dzielić się będę z Wami opiniami (bo recenzentem nigdy zbyt dobrym nie byłam) o przeczytanych książkach. Recenzjami ich nazywać nie będę, bo zdaję sobie sprawę, że do miana „recenzji” z prawdziwego zdarzenia wiele im brakuje. No to cóż… zaczynamy, nie? Na pierwszy ogień idzie… „Zapomniana miłość” autorstwa Mileny Malek.

„W szpitalu panuje cisza, gdy młoda dziewczyna budzi się z głębokiego snu. Zostaje powiadomiona, że ma amnezję i nie pamięta swojej przeszłości. Kiedy dochodzi do wniosku, że jej wcześniejsze „ja” było samotne, widzi swoich przyjaciół, którzy postanowili ją wesprzeć w trudnej chwili. Luke, który podaje się za jej wspaniałego chłopaka, podejrzewa wraz z Nickiem i Megan, że Melissa chciała popełnić samobójstwo. Po wyjściu ze szpitala przyjaciele robią wszystko, co w ich mocy, by pomóc jej odzyskać pamięć. Pomimo zapewnień, że mówią jej wszystko, Melissa wyczuwa, że ukrywają przed nią bardzo istotną informację.”
[źródło opisu: portal lubimyczytac.pl]

„Zapomniana miłość” to książka autorstwa młodej, niespełna piętnastoletniej dziewczyny wydana nakładem wydawnictwa Novae Res. Ci z Was, którzy śledzą mojego twittera, albo śledzili poprzedniego bloga wiedzą zapewne, że po „zrecenzowaniu” książki „Listy od Nikogo” Katarzyny Ostróżki potrzebowałam dłuższego czasu, żeby podreperować swój zryty beret i miałam nadzieję, że nic równie okropnego mi nigdy w ręce nie wpadnie. Niestety „Zapomnianą Miłośc” mogę spokojnie zaliczyć do grona książek typu „Tostek płakał, jak czytał”. Płakał, niestety nie ze wzruszenia. Raczej z zażenowania. I choć książka nie była tak tragiczna, jak wcześniej wspomniane „Listy”, to niestety miałam mieszane uczucia czytając ją.
Melissę, bo tak właśnie nazywa się główna bohaterka książki (pięknie, kolejna Polka pragnąca umieścić akcję książki za granicą, to przecież takie oczywiste), poznajemy w szpitalu, gdy budzi się ze śpiączki, w którą zapadła, ponieważ, cytuję, „dupnęła o chodnik głową”. Jak? Spadła z dachu. Przecież to, że ktoś spada z dachu, uderza głową w chodnik i nie umiera jest takie normalne… Nosz cholera, prędzej spodziewałabym się tego, że odwiedzi mnie Zygmunt Hajzer i zechce napompować piłkę u mnie w salonie. Chyba, że bohaterka jest główną postacią nowego filmu z serii „Oszukać przeznaczenie”. My, jako czytelnicy nie wiemy jednak co skłoniło Melissę do skoku z dachu, i czy przypadkiem ktoś jej nie pomógł. To pozostaje zagadką niemal do samego końca, co jest z jednym z nielicznych elementów, które mi się podobały.
Treść pełna jest nielogicznych zwrotów akcji, zachowań przyjaciół głównej bohaterki oraz kolokwializmów, które po jakimś czasie zaczęły mnie irytować. Autorka używała ich tak często, że miałam wrażenie jakbym czytała opowiadanie dwunastolatka z wyjątkowo wąskim zasobem słów. Pomijając fakt, że męska część „obsady” ciągle się ze sobą tłukła, Melissa nie widziała nic złego w rozebraniem się przed chłopakiem, którego na nowo poznała kilka dni wcześniej i nie pamiętała, czy znała go wcześniej i czy przed wypadkiem ich relacja wyglądała tak, jak jej to przedstawił. A mogę wam powiedzieć, że jej przyjaciele nie należeli do zbyt prawdomównych. Jej postać była, nie oszukujmy się, bezdennie głupia, łatwowierna i irytująca. Była też typową Mary Sue. O zgrozo.
Chciałabym również skomentować jakoś sytuację, gdy wraz z jednym ze swoich przyjaciół przebrali się w pieluchy i zaczęli udawać meduzy, ale chyba brak mi słów. Miałam do czynienia z dwójką dziewiętnastoletnich ludzi, ale przez ich zachowanie wydawało mi się, jakbym czytała o dzieciach siedmioletnich.
Podsumowując, książka wypadła niesamowicie słabo w moich oczach. Mogłabym usprawiedliwić to młodym wiekiem autorki i młodzieńczą naiwnością, jeśli chodzi o niektóre przedstawione w książce sytuacje, ale tego nie zrobię. Dlaczego? Bo uważam, że jeśli dziewczyna zdecydowała się wydać powieść, doskonale wiedziała co robi i nie należy usprawiedliwiać jej większych czy mniejszych wpadek.
Pomysł na historię był całkiem dobry, przyznaję, niestety z wykonaniem poszło o wiele gorzej.